Wojna ideologiczna w Polsce jest nie tylko wzajemną walką partii, lecz także walką o zawładnięcie opinią publiczną. Wśród różnych środków wojennych istotne miejsce zajmuje dezinformacja, sztuka maskowania się w celu skrytego zajęcia upatrzonych pozycji i imitowania kogoś innego dla wprowadzenia w błąd przeciwnika i obserwatora. Metodami takiej dezorientacji dąży się do skutecznego kontrolowania własnego elektoratu i poszerzania go przez „zagarnianie do ideologicznej niewoli” wyborców strony przeciwnej. Wojna partii politycznych jest wojną hybrydową.
Angielski termin na oznaczenie wojny hybrydowej, consciencial war, zapożyczony też przez język rosyjski, zwraca uwagę na główny cel rażenia w tej wojnie, którym jest świadomość , czy też sumienie (łac. conscientia). Unikalna funkcja tej części świadomości, którą jest sumienie, to wywoływanie poczucia winy i krzywdy. Pierwszym uczuciem zarządza religia, drugim zaś – ideologia. Bezpośrednio oczywiście obie te socjotechnologie nie przyznają się do swoich działań, lecz raczej mówią odpowiednio o zbawieniu i o prawdzie. Winę i krzywdę najłatwiej zlokalizować w historii, stąd też istotnym polem bitwy w wojnie hybrydowej jest polityka historyczna. Dezintegrację społeczeństwa najłatwiej spowodować na tym właśnie obszarze, by rozszerzyć następnie na inne dziedziny życia. Truizmem wręcz jest twierdzenie, że najbardziej zacięta bitwa o Polskę toczy się właśnie na terenie historii. Jest to jednak pole walki o wiele bardziej, niż mogłoby się wydawać, trudne do rozpoznania, nie mówiąc już o kontrolowaniu.
Do tego pola walki należą również „zagajniki” schematów literackich, nieraz stanowiące dyskretne „wzniesienia” hermeneutyczne, pozwalające na niespodziewanie skuteczne rozpoznanie aktualnej sytuacji.
Na polu polskiej polityki historycznej wszyscy toczą walkę o takie „hermeneutyczne wzgórza” Sienkiewicza czy Mickiewicza. Polski krajobraz ideowy nie jest jednak wyłącznie górzysty. Są na nim i obszary bagienne, jak reżyseria Wojtka Smarzowskiego. Skoro osuszone już i opanowane zostały bagna reżyserii Wajdy, a bagna takiego na przykład obywatela Piszczyka przestały być miejscem starć, bo najwidoczniej wabiono tam tylko moczarową partyzantkę, to być może i inne podmokłe tereny przestaną być morderczym terenem starć.
Kto jednak doceni znaczenie wzgórza Fredry, obsadzonego przez bohaterów „Zemsty”, cześnika Raptusiewicza i rejenta Milczka? Wydawać by się mogło, że marni to sojusznicy, nie zorganizują takich oddziałów jak Kmicic czy ksiądz Robak. Warchoł Raptusiewicz musi być zwolennikiem PISu, a wykształcony rejent Milczek wybrałby zapewne dziś PO i obaj stać by się mogli szarymi przedstawicielami tych partii, mało zdatnymi do stoczenia decydujących starć.
Czy jednak rzeczywiście? Czy rzeczywiście przedstawiciele PO na arenie międzynarodowej i na forum krajowym są milczkami? Czy rzeczywiście najraptowniejsi są zwolennicy PIS? To ci ostatni mają problem z wyrażeniem swoich poglądów i zaprezentowaniem ich społeczności międzynarodowej
.
„Jak przyznali w materiale magazynu „Press” niemieccy dziennikarze zajmujący się Polską, bardzo trudno jest im uzyskać wypowiedzi od polityków Prawa i Sprawiedliwości. Jan Puhl z „Der Spiegel” i Gerhard Gnauck z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czują się przez rządzących w Polsce ignorowani. Gnauck, który wiedzę na temat naszego kraju ma większą niż niejeden polski dziennikarz, od trzech lat zabiega o wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Można to nawet w jakiś sposób zrozumieć. Wypowiedzi opublikowane w niemieckiej prasie to może i dobry sposób na poprawienie wizerunku kraju. Ba, można by mówić nawet o działaniu w duchu racji stanu. Nie przełożą się one natomiast na rozgłos i poparcie w Polsce, o co politycy zabiegają najbardziej. Dlatego posłowie PiS zdecydowanie wolą niemieckie media atakować”
To w PIS są Milczkowie, chytrze realizujący swój plan bez zdradzania szczegółów, które mogłyby wywołać niepotrzebny sprzeciw i działający jak adwokat, czasem nieproszony. To oni naśladują, mniej lub bardziej świadomie, socjalliberalne „światłe elity” przedrozbiorowej Rzeczpospolitej.
zatem skaleczeni,
Przez to chleba pozbawieni,
Z matką – żoną – czworgiem dzieci.
MULARZ Nie mam dzieci.
DRUGI MULARZ Nie mam żony.
REJENT Co? nie macie? – nic nie szkodzi –
Mieć możecie – tacy młodzi….
Teraz chodźcie – bliżej! Bliżej!
– Znakiem krzyża podpiszecie.
Natomiast to przedstawiciele Platformy przejmują raptusiewiczowy styl tradycjonalistycznej i zanarchizowanej szlachty przerozbiorowej, zawiązującej konfederacje i zrywającej obrady, mściwej i „bombardującej miłością”.
„Jam zatrzymał twego syna, by mu sprawić tu wesele. Masz więc byka za indyka”
Z dystansu tego właśnie wzgórza „Zemsty” warto spojrzeć na obecny konflikt ideologiczny w Polsce. Spróbujmy się uśmiechnąć, przede wszystkim jednak wziąć do serca tą niedostrzeżoną naukę ojczystej literatury, by winami przodków nie obarczać nowego pokolenia. Pojęcie „resortowych dzieci” to jedno z największych bluźnierstw polskiej historii, a niekiedy samospełniające się przekleństwo. Trudno spodziewać się, że ktoś zawczasu obarczany podejrzeniami znajdzie swe miejsce w nowym społeczeństwie. Trudno też spodziewać się, że odpowiedzialnie zachowają się młodzi ludzie, wychowani w kulturze „teraz my”. „Zemsta”, jak zresztą i „Pan Tadeusz”, kończy się zażegnaniem sprzeczności przez młodych. To jednak starsi muszą dać im na to szansę.